niedziela, 28 lipca 2013

Rumuński labirynt


W ten upalny, ciężki dzień wydaje mi się szczególnie frapujące pisanie o Kryjówce, książce którą Norman Manea skonstruował jak grę / labirynt, gdzie przeszłość łączy się z teraźniejszością tworząc swój własny świat, z ukrytą warstwą symboli i znaczeń. To także przewartościowanie relacji z idolami, czy też bohaterami młodości.

środa, 17 lipca 2013

O kiczu i o podróży...



Bardzo często inspiracją do wyjazdu są przeczytane lektury. Ba, myślę że obraz, określona optyka estetyczna wpływają na nasz odbiór konkretnych miejsc. Stąd być może, pewne upodobania estetyczne sprawiają, że ten sam obiekt nie tylko odbieramy, ale też dosłownie widzimy inaczej. I tak np. T. Kulka w swojej książce Sztuka a kicz pisze o tym, jak wbicie się do naszej świadomości impresjonistycznych wizji wpłynęło na nasz dalszy odbiór estetyki świata. Tak też dzieje się z literaturą, ryt czy pewien model uczyniony w naszym umyśle sprawia, że dany kraj, miejscowość, wyspa czy obiekt to rzecz istniejąca w ścisłym związku z jej emocjonalnym obrazem wywołanym przez... no właśnie przez co? Przez doświadczenie przeżycia estetycznego chciałoby się powiedzieć ;-)

piątek, 5 lipca 2013

Ta okropna, piękna prowincja


Zastanawiam się, od kiedy można datować w historii literatury narodziny wątku i wizji prowincji :-) Nie wiem, czy ktoś prowadził takie badania, ale byłoby to ciekawe. Prowincja, dziura, zatęchłe małe miasteczko, w którym pod kołderką pozornej normalności czyhają demony bywała opisana/zobrazowana lepiej lub gorzej. Jeśli ktoś zna dobre opracowanie na ten temat - poproszę o namiar. Wczoraj skończyłam Ciemno, prawie noc - Joanny Bator, i aż zaczęłam żałować, że tak się pośpieszyłam z notką o Spotkałam kiedyś prawdziwego hipstera. Zestawienie i porównanie tych dwóch książek, właśnie z perspektywy proponowanego w nich obrazu prowincji i ludzi prowincji jest ciekawe, a więc...

środa, 3 lipca 2013

Trzeci z trzech: czy druga półkula jest naprawdę druga


Trudno jest zebrać subiektywne wrażenia w sensowną całość, która miałaby uchodzić za coś w miarę obiektywnego. Właściwie nie da się tego zrobić, bez popadania w źle pojęte wygłaszanie sądów ex cathedra. Pierwszy raz wybrałam się na drugą półkulę do kraju, który gównie znam/znałam z filmów, komiksów, płyt ulubionych zespołów, kolorowych magazynów, zinów czy też książek. Każda podróż to zapasy z własną wyobraźnią i z własnymi przesądami. Cóż, w tym wypadku mogę powiedzieć tylko: dla mnie w tamtej chwili, ten czas był dobry. Wszystko było super. Ot, pamiętam uwagę jaką usłyszałam o Nowym Jorku od Mirka: w tym mieście super jest być bogatym turystą. Well, bogactwo dla każdego jest inną miarą, ale chyba miał rację, bo nie mogę napisać "że wiem", że "wszystko widziałam". Byłam wszak tylko "bogatą" turystką, która mogła sobie pobyć bez zobowiązań na Manhattanie.