piątek, 1 kwietnia 2011

Kilka uwag o kwestii kiczu



Sprawa kiczu wydaje się być oczywista. Większość odbiorców – nawet nie aspirujących do jakiejkolwiek styczności z wiedzą o sztuce bądź teoriami dotyczącymi estetyki – uważa, że jest w stanie w sposób jednoznaczny określić co jest kiczem, a czego absolutnie do niego zaliczać nie można.

Czyżby sprawy miały się tak prosto?

Nie do końca jestem przekonana, zwłaszcza że w ostatnich miesiącach zostałam zmuszona do weryfikacji własnych sądów. Początkowo, napisanie krótkiego felietonu o kiczu, wydawało się być dość prostym zadaniem. Jednak im dłużej rozważałam model oceny sztuki w kategoriach kicz-nie kicz, tym bardziej czułam się zafrapowana. Zwłaszcza, kiedy wyjdziemy ponad perspektywę (bezpieczną) nadawania rangi sztuki kiczowi poprzez zaanektowanie i przetworzenie go w nowe formy opatrzone odpowiednim komentarzem.
A co w przypadku odwrotnym? Jak ma się ta usankcjonowana sztuka wysoka, kiedy wrzucić ją w pejzaż – szeroko pojętego kiczu? Śmiem twierdzić: fatalnie :-)

Kilka słów na początek: po pierwsze kicz może dotyczyć nie tylko sztuk wizualnych, które przede wszystkim chciałabym przedstawić, ale też architektury, rzeźby, dyskursu społecznego (kiczyzacja relacji międzyludzkich, kiczyzacja języka polityki), mody (wybaczcie, ale trudno mi zaakceptować, że stylizacje na wzór wizerunku Johna Galliano czy Karla Lagerfelda, to przykład najwyższej klasy i smaku). Swoistym grajdołem, w którym kicz ma się wyśmienicie jest szeroko pojęty świat reklamy. Można powiedzieć – to wielka rzeka, której wody mienią się wszystkimi możliwymi odcieniami kiczu celowego, co więcej kiczu opierającego się na dwóch potężnych filarach „wartości”: zawładnięcia psychiką odbiorcy oraz zysku. I tu dochodzimy do istoty sprawy: aksjologii. Bardzo często krótkie definicje kiczu opisują to zjawisko, jako przykład sztuki pozbawionej wartości. A co w takim razie począć z artystami tworzącymi kicz z poczuciem udziału przekazywania wartości? Jak można odmawiać komukolwiek/czemukolwiek wartości w sposób instytucjonalny? Bo przecież czym jest tworzenie definicji w „humanistyce” jak nie dążeniem do uporządkowania, a następnie zinstytucjonalizowania.

Trudno jest dzisiaj ograniczać się, mówiąc o kiczu, do pełnych rozmachu tekstów w stylu Theodora Adorno czy innych autorów. Jeszcze trudniej nie dostrzec, jak kwestia kiczu staje się przyczynkiem do dyskusji. Czy to XX i nabierający rozpędu XXI wiek nakręca wszechobecność kiczu? Chyba nie, gdyby na chłodno przeanalizować tendencje, wzorce i gusta rządzące masową wyobraźnią przeszłych pokoleń, to znaleźlibyśmy tam świetnie umoszczone i dobrze rozgrywane przykłady kiczu, który jest tak stary i zaprzyjaźniony z ludzkością, jak wszystkie inne przejawy naszych działań. Po prostu podlega takim samym przemianom, jak wszystkie inne wytwory. Dla przykładu ciekawostka (jednak z obszaru architektury): zdarzyło mi się brać udział w dyskusji na temat znajdującej się na obrzeżach Wrocławia dawnej rezydencji, której wyglądem i stylem zachwycałam się podobnie, jak wielu innych obserwatorów. Sprawdzając genezę projektu szybko mogliśmy przekonać się, że był to przykład bogatego domu z... ówczesnego katalogu, stylu w jakim gustowali się pochodzący z warstwy mieszczańskiej zamawiający, bynajmniej kwestie sztuki mający w głębokim poważaniu. Jednym słowem – bez piętnowania – nasz osąd wypływał z prostego przeciwstawienia współczesnego nam dyskursu, oraz pewnego niezrozumienia tamtego dyskursu. Tu, trzeba przyznać, ma rację M. Foucault – dyskurs jest sprawą zamkniętą i zrozumiałą dla jego wewnętrznych, właściwych dla danego czasu reguł. Oczywiście mamy zdolność anektowania i podejmowania dialogu, ale też często tworzymy swe sądy w kontrze do współczesności.

Przejdźmy do przykładów zabawy z kiczem. Częstym zabiegiem pokazującym wykorzystanie i przetworzenie kiczu jest rodzaj działań artystycznych, które w sposób świadomy wykorzystują kicz do (zakładanego) celu stworzenia sztuki „wysokiej” (używam cudzysłowu, bo wydaje mi się, że po prostu mamy sztukę dobrą lub sztukę złą, odnosząc się do systemu komunikacji aksjologicznej, a nie przymiotnikowej: wysoka, niska, średnia, krępej budowy... :-)
I tak, plastikowa figurka bohatera komiksów poprzez wprowadzenie jej w inny kontekst oraz przemyślany (zakładam, że tak jest) pejzaż, może nabrać nowego znaczenia, co więcej może stać się – dzięki zinstytucjonalizowanemu nadaniu – instalacją w galerii lub muzeum. Ba, może wyjść ze zderzenia z „prawdziwą sztuką” zwycięsko i stać się obiektem pożądania estetycznego.

Czy zatem „prawdziwa, uznana sztuka” wygrywa z pejzażem kiczu? Weźmy na przykład obecność masowych reprodukcji Słoneczników Van Gogha, roślinnych impresji Moneta, komiksowo-strasznej obecności Bacona (szczególnie portretu papieża Innocentego X), oprawianej w ciężkie złote ramy Mony Lisy, seryjnie reprodukowanej Damy z łasiczką czy motywów króla Pop Artu - Andy Warhola, które zamieniły się w kicz podwójnie: najpierw jako świadomy pastisz, a następnie jako przedstawienia używane w sensie dosłownym, pozbawione humoru i dwuznaczności. I tak, trudno dziś znaleźć ratunek dla impresjonistów, kiedy stajemy na progu bezbarwnego pokoju hotelowego, gdzie nad biurkiem lub łóżkiem na tle mdłych kawowych lub żółtych ścian widzimy setny raz wazon ze słynnymi słonecznikami.

Gdyby na szybko stworzyć listę przebojów "wielkiej sztuki", która stała się częścią pejzażu kiczu, to zapewne wymieniłabym: impresjonistów, Gustawa Klimta i jego złote krainy, Salwadora Dalego, sztandarowe dzieła portretów Leonarda, tak zwane „ludwiki” i królów Pop Artu. Pewnie lista mogłaby być o wiele dłuższa, ale zabawnie obserwować nie tylko plastikowe myszki Miki w „gablotach muzealnych”, ale i uznanych mistrzów na półkach supermarketów i bazarach.

4 komentarze:

  1. Swego czasu rok studiowałem polonistykę. Wykładowca na poetyce stwierdził kiedyś, że tak naprawdę literatura jest strefą zabawy i wszelkie gradacje są rzeczą naprawdę umowną. Myślę, że można to spokojnie odnieść do kwestii kiczu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym kiczem w ogóle sprawa ciekawa jest. Nienajgorzej definiował go staruszek Marks, pisząc, że kicz to każdy w miarę tani (dziś już niekoniecznie) i masowo produkowany towar imitujący kosztowne, zazwyczaj w jednym egzemplarzu tworzone dla klas panujących przedmioty zbytku. Czyli kicz był jednym ze znamion upadku ustroju arystokratycznego i zwycięstwa burżuazji. Potem proces ten nabrał rozmachu i pojawił się kicz masowy, fabryczny, dostępny także dla klas niższych.

    Oczywiście kryteria oceny są, jak piszesz, dla nas niedostępne. Antyczne rzeźby podziwiamy w muzeach ale gdybyśmy je mieli oglądać takimi, jakie były pierwotnie, pomalowanymi w jaskrawe żółcie, żółcie i błękity to stwierdzilibyśmy, że to straszny kicz. Możemy więc tylko próbować oceniać co jest kiczem w naszych czasach, reszta to tandetna archeologia.

    Chyba najważniejsze jest w jakiej „przestrzeni duchowej” kicz się znajduje. No bo np. okropne pojemniczki na wodę święconą w kształcie figurki Madonny z odkręcaną główką i całe to odpustowe bezguście jest jednak jakoś zanurzone w paradygmacie, powiedzmy, sakralnym. Nawet osławione bałkańskie stragany, na których obok siebie leżą tandetne ikony i równie tandetne pornole jakoś nawiązują do antycznych poglądów na seks i świętość.

    Gorzej, znacznie gorzej jest wtedy, kiedy kicz zaczyna domagać się uzasadnienia. No bo skoro towar jest masowy, tani i zrobiony w fabryce, to trzeba jego istnieniu i przede wszystkim posiadaniu go, nadać jakąś „psychologiczną” głębię. Dziś mamy takie czasy, że mnóstwo osób określa się poprzez akcesoria i gadżety którymi się otacza. Emocjonalna otoczka posiadania, kolekcjonowania wszystkich tych rzeczy jest właśnie „przestrzenią duchową” współczesnego kiczu. I wydaje mi się to bardziej niebezpieczne niż kiczowate serwetki, obrusy i obrazki w dawnych robotniczych izbach. Stąd bierze się finalnie „kiczowatość” stosunków międzyludzkich, tak myślę.
    PS

    Mój zegarek z Corto to też kicz przecież :-) ale nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dante@ - ha, można i tak, choć z drugiej strony mając na uwadze treść niektórych prac literackich lub ich mniej lub bardziej zamierzony przekaz i cel: to specyficzne poczucie rozrywki i humoru towarzyszyło twórcom podczas pisania :-)

    Stu@ - sama do końca nie jestem przekonana "jak to jest z tym kiczem" :-) ten wpis jest nieco intuicyjny. Mam nadzieję, że jeszcze znajdę czas aby pomyśleć trochę o kiczu i o-cenie sztuki. Zobaczymy. Co do zegarka z Marynarzem - nie sądzę aby w jakimkolwiek wypadku mógł być kiczem :-))))
    Zgadzam się z finałem Twego komentarza. Myślę sobie czasem tak o błędnym stosowaniu słowa "design". Wszak, każdy kto zna znaczenie tego nadużywanego ze wszech miar słowa, wie że raczej grzywka trzaśnięta w zakładzie fryzjerskim nie może być designerska :-) Choć czort wie, może słowa mają siłę rozrastania się i pęcznienia w pojęcia, o których Starszym Istotom się nie śniło :-)

    OdpowiedzUsuń