Poniedziałkowy wieczór to niezmiennie lektura dwóch tygodników. Jeden to "N", a drugi "URz". Od pewnego czasu zastanawiam się: po co to czytam? Wszak "stare media" są dość przewidywalne w swych reakcjach, w porównaniu do takich "nowych mediów". Pewnie to przyzwyczajenie, taka antykwaryczna przypadłość. W sam raz nadaje się na lamy tego bloga.
Nie wiem, czy to powolne, acz nieuchronne zbliżanie się do terminu wyborów parlamentarnych, sprawia że "URr" tak bardzo trzyma się swego wyśnionego profilu. Nie przepadam, jak gazeta za bardzo ma ambicje tłumaczyć świat czytelnikom w jedynie słuszny sposób. Dość w Polsce takich mediów i naprawdę "URz" nie musi. Nie musi też podciągać wydarzeń czy to bieżących, czy to wyciągniętych z fałd historii. Nie chciałabym żegnać z rynku "starych mediów" "URz" - stąd może nad wyraz me krytyczne obawy :-)
Dla odmiany "N" tak bardzo trzyma się linii - nazwijmy ją - żadna, że w zasadzie czytanie zwartych w nim migawek sprawia wrażenie obcowania z przedrukami z różnych stron świata netu.
Zatem "URz" podobało mi się bardziej na starcie, "N" podoba mi się coraz mniej.
Oba tygodniki przywiązują wagę do okładek. "URz" ma słabszą grafikę otwarcia, ale stara się trzymać przekaz. "N" stara się kusić - z naciąganym skutkiem, vide ostatnia okładka z Puszkiem Okruszkiem na otwarcie i naciąganym tytułem. Już dość zmarkotniała po lekturze "URz" (okładka tak słaba, że nie ma co gadać) sięgnęłam z niechęcią po "N". Po to, aby dowiedzieć się z wywiadu z Puszkiem Okruszkiem, że w zasadzie to on i kilka jeszcze innych osób (znanych i wpływowych) należy do awangardy mniejszości, którą demokracja ma tolerować, bo jest demokracją. Tyle, że dwa akapity dalej, ten sam Puszek Okruszek odmawia tej demokracji grupie, której nie lubi :-) Grupie smutnych i niezadowolonych :-)
Dla odmiany ta sama grupa smutnych niezadowolonych w "URz" jest zawsze i z zasady grupą, która jest represjonowana, słaba i ciepła żarem wewnętrzym, stłamszona przez arogancję plastikowego świata celebry. Skromnie stwierdzę, że obie grupy się nieco mylą :-) I ani one awangardą mniejszości, ani one słabe i bezbronne.
Za każdym razem po lekturze tygodników odnoszę wrażenie, że najmocniejszym ich punktem są rubryki, w których autorzy mogą (z formy) pozwolić sobie na żart i ironię. Jakoś wychodzą wtedy z przyjętej roli i dobrze im to wychodzi.
I uważam "Rz" i "N" kompletnie nie mają szczęścia to felietonistów zamknięcia, a powinien być to czysty i smakowity krem kataloński. Nie jest :-( Oj nie. Choć "URz" ma plusa za inny felieton - rubrykę Eryka Mistewicza, którą czytam z przyjemnością.
Jakie są obie gazety? Oj, no takie jak świat wokół. Kraina nasza, gdzie ludzie spędem pognają w tysiącach powyzywać się w publicznych miejscach, a nie wyszliby z domu kijem bici, w chwili gdy dobiera im się gwarancje, na które dobrowolnie i nie - składają się każdego miesiąca.
Well, a może jest tak, jak ujęła to jedna z moich studentek, że Polacy to trochę naród ściemniaczy, zawsze mają uciułane więcej niż mówią, zawsze są światowi na pokaz, a w zaciszu domostwa konserwatywni i prawie zawsze uważają, że ten gorszy i czarno-owczy to ten drugi :-)
Ps. gwoli wyjaśnienia: okładka moskiewskiego przeglądu matematycznego dołączona do tego wpisu to tylko przypadek - po prostu jest fajna :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz