Jest taki termin "partnerstwo publiczne prywatne" dotyczy on związku sfery prywatnej z publiczną, który zazwyczaj odnosi się do inicjatyw gospodarczych. Przyszło mi jednak do głowy zastosować to określenie do opisania zupełnie innej kwestii, tyle że w postaci opozycji. Czym zatem jest konflikt publiczno prywatny?
Tak się złożyło, że musiałam wczoraj "odrobić lekcje" i przygotować tłumaczenie tekstu, w którym autor przedstawiał problemy związane z umiejętnością czytania i pisania od czasów renesansu angielskiego do współczesności. Była to żmudna robota :-), ale jak się okazało bardzo pożyteczna. Natrafiłam w tekście na ciekawy wątek, otóż autor podpierając się profesjonalnymi badaniami dowodzi, że w zasadzie mamy do czynienia z pozorną eksplozją światłej wiedzy i wykształconych ludzi. Bo od mniej więcej połowy XIX wieku proces edukacji został ustawiony w ten sposób, aby rzeczywiście uczyć ludzi - na masową skalę - czytać i pisać, ale jednocześnie coraz bardziej spychając na margines cały kontekst związany z zapleczem - czyli po co człowiekowi służy umiejętność czytania i pisania? Jednym słowem czytanie i pisanie powoli zaczęło przypominać mechaniczną umiejętność, podobną do zdolności operowania widelcem i nożem. Z jednej strony - OK, przynajmniej zawsze to jeszcze jakaś nowa umiejętność. Z drugiej strony - he ;-) znaczy to, że pojęcie "analfabetyzmu" może mieć w naszych czasach już zupełnie inne znaczenie i nie koniecznie odnosić się tylko i wyłącznie do osób, które pisać i czytać nie potrafią.
Ale idźmy dalej. Korzystając z chorobowego leżę sobie "radośnie" w łóżeczku i czytam co popadnie -czyli to wszystko, na co zazwyczaj nie mam czasu, albo chęci. I tak właśnie spędziłam upojne popołudnie z miesięcznikiem Odra. Lektura, jak lektura, jak zwykle połowa materiałów nieco nie dla mnie, inne traktuję jako rodzaj żartów - choć wiem, że autorzy jak najbardziej poważnie podeszli do sprawy, ale... trafiłam na materiał frapujący Kozłowskiego o Laikokracji. Ja tam lubię, jak w świat humanistów nagle wprowadza się myśl o rynku czy gospodarce więc tekst przeczytałam. Bardzo mi przypadła do gustu analiza języka ekspertów od gospodarki występujących w mediach. Rzeczywiście, również nic mnie tak nie bawi jak wypowiedzi na temat kursu franka czy prognoz na przyszłość jeśli chodzi o reakcje giełdy. Ale nie o to chodzi. I tu znalazłam nagle odniesienie do połowy XIX wieku ze wskazaniem, że to w tym momencie następuje silny rozłam między publicznym, a prywatnym. W skrócie mówiąc, chodzi o to, że od tego czasu zaczyna narastać przywiązanie do "prywatnej strony życia" jako tej właściwej, tej która jest prawdziwa, czasem skrywana, ale rzeczywista. Pozostająca w przeciwieństwie do publicznej: udawanej, preparowanej, zakłamanej po której nie należy spodziewać się szczególnie wiele. I tak - udawanie - jesteśmy w stanie tolerować w sferze publicznej, umowność, okazywanie sympatii czy antypatii, kod zachowań - to teatr. Dopiero w prywatnej możemy sobie odpuścić i dać wyraz właściwej ekspresji.
Może warto zastanowić się nad tymi dwoma przykładami, na pozór odbiegającymi od siebie: nauka czytania i pisania sprowadzona do mechanicznej umiejętności odczytywania graficznych znaków oraz odejście od przestrzeni życia publicznego, jako nadrzędnego wobec prywatnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz