środa, 16 listopada 2011

Cmentarz i Akwarium

Zimne zwoje mglistego powietrza powitały nas pod murem cmentarza w miasteczku, gdzie niegdyś był Dom Usherów. Opuszczone mury domostwa przypominają baśniowe monstrum. W takie noce jak tak dzisiejsza, wyobraźnia podpowiada niekończące się obrazy, jak z dziecięcego kalejdoskopu-zabawki. Tyle że w wersji noir. Nie ma powodu aby wchodzić na opuszczone podwórze, przebijać się przez poplątane wyschnięte kłącza. Zresztą, kogo tam żywego można jeszcze spotkać?

Dom Usherów opustoszał. Tak jak Bela Lugosi zmarł. Na chętnych i żądnych emocji czeka nawet skrzypienie drzwi i stare skorupy pozostawionych figur świętych, które ktoś dla zabawy, a może ku przestrodze, poustawiał w nieosłoniętych brudnych oknach. Zatrzymywać się tam? Absurd. Lepiej nie zadzierać z tym co zostało, co czyha ukryte pod drewnianymi podłogami, albo w zmurszałych popękanych ścianach. Zdaje mi się to żyje, ale to nie zupełnie dobra forma na określenie tego stanu; może powinnam napisać: istnieje.

Zatrzymaliśmy się przy głównej bramie nowej części cmentarza. Nie było księżyca, ani jednej gwiazdy, która rozweseliłaby nastrój albo choć dodała otuchy. Na pamięć minęliśmy kilka alejek i stanęliśmy przy grobie. Dopiero zapalona świeczka oświetliła samą bryłę, donice z wrzosem i zdjęcie Tobsika, który w tym kadrze zawsze będzie szedł górską doliną - i tak będą ją widzieć ci wszyscy, którzy będą tu trafiać nawet wtedy, kiedy my już nie będziemy przyjeżdżać. Bo nas po prostu już nie będzie.

Nikogo oprócz nas nie było. Kiedy wracaliśmy, całe miasto wymarłe, schowane za drzwiami domów, uśpione. Ludzie często tęsknią do miejsc swojego dzieciństwa, kreślą je w jaskrawy i przerysowany sposób. Mówią, że to czas magiczny. Ale może jedni mają na myśli bajki-rozweselajki, a inni opowieści w stylu braci Grimm. Tak, na pewno zgodzę się na ten drugi wariant.

****

Ubiegły weekend spędziłam z Akwarium Suworowa. Znana książka, a ja dopiero pierwszy raz siadłam i w całości Akwarium w wersji książkowej przeczytałam. Im bardziej zgłębiałam się w życie "rybek" tym bardziej zapominałam o tym, że jest to książka o GRU, czy tam o jakiś szpiegach. Bardzo ładnie ta opowieść jest życiowa w gruncie rzeczy. Ba, można powiedzieć niezły podręcznik dla chętnych do pracy w dużych organizacjach biznesowych :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz