Przyjaźń jest wartością wyeksploatowaną do cna w naszym świecie. Podobny los spotkał miłość. W ten sposób te dwa fundamenty aksjologiczne "lepszej strony człowieka" przechodzą dość trudne chwile i zostają poddane nieustannej interpretacji, transformacji, dekonstrukcji... tak, że czasem ginie nam sprzed oczu proste, fundamentalne przesłanie zawierające się w ich ontologicznym znaczeniu ;-)))
W różnych wariantach przyjaźń przejawia się zaskakująco bogato. Na przykład - choć obu bliskich nam ludzi określamy mianem przyjaciół, to akurat jednemu jesteśmy skłonni zaufać i wyjawić najbardziej skrywane tajemnice, ale np. nie wiązać się z nim pod szyldem wspólnych przedsięwzięć, a dla odmiany z drugim: a i owszem działać razem przebojowo, ale zachowywać lekką powściągliwość w zwierzaniu się. Well, są formy przyjaźni, które skutkują tym że ich gwarantem jest np. trzykrotne obcowanie w ciągu roku, albo tylko i wyłącznie korespondencja wirtualna. Nikt nie musi być "przyjacielski" czyli spełniać wszystkie wyśrubowane wymagania i bić rekordy. Można powiedzieć. że nie ma nic bardziej chorobliwego niż bezkrytyczna i ślepa przyjaźń, oparta na patologicznej lojalności. Ba, przyjaźń zdaje mi się można zawiesić lub zakończyć w imię przyjaźni. Ha, dość to karkołomne, ale zdaje mi się czasem lepiej odpłynąć w dwie strony niż doprowadzić do agonii przyjaźni.
Tyle z dywagowania.
Jest w tych wariantach przyjaźni jeszcze jedna ciekawa forma: przyjaźń pracownicza, przyjaźń w miejscu pracy. Jako człek wędrowny przemieszczający się intensywnie między grupami społecznymi, frakcjami, teamami, projektami mam okazję obserwować to i owo. I zawsze ze zdumieniem widzę, jak wiele człowiek obiecuje sobie po przyjaźni w pracy z drugim człowiekiem. Zaskakujące. Zaskakujące o tyle, że nie ma bardziej - w gruncie rzeczy - miejsca przypadkowego dla spotkania ludzi jak właśnie praca. Tak naprawdę spotykają się tam często ludzie z kompletnie różnym bagażem życiowym, często też wykształceniem, hobby, emocjami itp, itd. Oczywista po jakimś czasie zachodzi pewnego rodzaju sprasowanie, czy też sformatowanie - i praca oraz kultura pracy (ha ha, lepiej powiedzieć środowisko i warunki) obcinają ogony, równają do szeregu i grupa zaczyna być właśnie grupą wykazującą się pewnymi charakterystycznymi cechami. Moim skromnym zdaniem - należy wtedy wiać, ile sił w nogach ;-))) Kolejnym dziwem w obserwacjach ludzi w pracy jest zaskoczenie, kiedy zauważam jak i ile potrafią rozmawiać o pracy. Ba, nawet nie tyle o projektach, zadaniach, innowacjach - tylko o domniemaniach, mitycznych niuansach i zasłyszanych pogłoskach. Interpretacje, do jakich wówczas są zdolni ludzie pracy, zaskoczyłyby nie jednego badacza Talmudu :-)
Tak czy siak, z wiekiem tracimy potrzebę i chęć do przebywania w stadzie. Z rezerwą też podchodzimy do deklaracji "mój przyjaciel", bo to młodość jest od stada i przyjaźni na wieczność. Wieczność w ogóle z perspektywy młodości wydaje się bardziej atrakcyjna, niż z poziomu wieku dojrzałego ;-). Czasem my zawodzimy, a czasem nas ktoś zawodzi. Z wiekiem wolę znajomych niż mitycznych przyjaciół. Bo przyjaciołom bym pewnych zachowań i nawyków nie wybaczyła, a znajomych zawsze można ciepło obgadać wieczorem w sypialni ;-)
Jak zwykle celnie jak brzytwą po jajcach ;-). W szczególności obserwacja że niektóre przyjaźnie żyją dzięki sporadycznym kontaktom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Znajomy