poniedziałek, 2 lipca 2012

Na marginesie o hobby

Tak więc obiecałam sobie, że na czas piłkarskich zmagań z okazji EURO 2012 pisać bloga nie będę, w zamian za to - jak stereotypowy fan futbolu - zatopię się w piciu piwa na łóżku i "inteligentnych inaczej" refleksjach w stylu: no dalej! Chłopaku zapier...j. Szczęśliwie nadszedł kres imprezy i można szybko wrócić do pionu. Zatem komentarzy "after" nie będzie ;-) Będzie za to o czymś innym, co żywotnie interesujące bywa.

Mam takie hobby związane z obserwacją poziomu edukacji i rynku pracy. Nie mam dla tych zainteresowań jakiegoś szczególnie racjonalnego wytłumaczenia, poza tym, że lubię wiedzieć dla samej przyjemności gromadzenia informacji. Oprócz danych statystycznych i analitycznych, cenię sobie też opinie "ludu", czyli zdanie wyrażane ad hoc konkretnej (czasem przypadkowej) dyskusji lub przy okazji tak zwanych dysput internetowych, np. pod informacjami o powiązaniach wyboru wykształcenia z ewentualnymi szansami na znalezienie zatrudnienia czy tam realizacji kariery.

Od kilku lat obserwuję zaplanowany proces "eugeniczny" w obrębie wykształcenia humanistycznego. W zasadzie można odnieść wrażenie, że wybór studiowania nauk humanistycznych to wybór z pogranicza świadomej kontestacji lub skrajnej niefrasobliwości życiowej. Wszak dobrze zorientowany rynkowo i świadomy potrzeb pracodawców młody człowiek już w wieku lat 15 powinien wybrać specjalizację rynkową, najlepiej już z skalkulowanym przychodem i ścieżką kariery. Bat nałożony na uczelnie wyższe w postaci współpracy i sugestii pracodawców skutecznie posłuży jako broń, dzięki której zostaną oddzielone plewy od pereł - czytaj: kierunki nieprzydatne na rynku pracy od kierunków pożądanych. Cudowna perspektywa! Tyle, że tak samo oderwana od rzeczywistości, jak każda inna mrzonka :-)

W zasadzie temat sądu nad systemem bolońskim, badaniem losów absolwentów czy wpływem pracodawców na program studiów wyższych - to rzecz wymagająca nieco większej uwagi niż krótki wpis na blogu, dlatego kilka uwag pokrótce:

1. Problem z edukacją (zostańmy przy polskiej) jest taki, jak problem z reformą emerytalną. Od 89' wprowadza się zmiany - zawsze pod szczytnymi hasłami - których jak się okazuje  - później nie tylko nikt w pełni nie kontroluje, ani nie analizuje. Dochodzimy do etapu kryzysowego lub po prostu takiego  kiedy "komuś coś nie pasuje" i hyc, tamto było złe, więc tniemy i wprowadzamy coś nowego - co na ten czas wydaje się dobrym rozwiązaniem. Taka wieczna prowizorka. Prowizorki mają to do siebie, że potrafią radzić sobie latami, ale nigdy nie staną się gmachem osadzonym na solidnym fundamencie.
2. Uczelnie (jako kapitał ludzki, że tak powiem) solidnie się przyczyniły do tego stanu. Najpierw - z przyczyn finansowych korzyści - przyklaśnięto opcji: wyższe wykształcenie jak igrzyska: dla wszystkich. Oczywiście najłatwiej było "zrobić" łatwe studia z kierunków humanistycznych, najlepiej na tyle ogólnych, pojemnych, że każdy numer przejdzie, nawet nauczanie o przysłowiowej dupie Maryni. Jednak po humanistyce ruszono na ścisłowców - bo w dobrym tonie jest być "inżynierem" lub "analitykiem gospodarczym".
3. Wyższe wykształcenie zawodowe - automatyczny podział na studia licencjackie i magisterskie dla każdego kierunku to sztuczna bariera sprowadzająca się do sztywnej biurokracji. Insiderzy na uczelniach doskonale sobie zdają sprawę z tego, że po prostu część kierunków kompletnie nie nadaje się do takiego podziału. Lepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie w niektórych przypadkach 5-letnich studiów (dla świadomych swojego wyboru studentów), a przygotowanie w zamian rocznych kursów - dla tych, którzy chcą zdobyć dodatkową wiedzę. Np. jestem fizykiem, ale robię kurs dziennikarski lub warsztat pisarski (by the way - to nie fanaberia. Miałam okazję uczyć się reportażu od fizyka, który został reportażystą  - więc, jak widać, ludzkie wybory są złożone).
4. Mityczne oczekiwania pracodawców. Tu trochę będę cyniczna, ale w zasadzie doszło do jakiegoś absurdu, w imię którego uczelnie mają zastępować praktykę zawodową - co w rzeczy samej wyklucza ich fundament. Pytanie: dlaczego zlikwidowano dwuletnie szkoły policealne (studium), które w zasadzie pełniły taką rolę i były dobrym rozwiązaniem dla ludzi, którzy chcieli zdobyć wyższe zawodowe wykształcenie? Jeśli chodzi zaś o wskazania pracodawców dla kształtu kierunków :-) Jest to zadanie nieco cyniczne. Bo wskazanie dotyczy potrzeby na teraz, na już, a do tego w obrębie zamkniętej wiedzy o oczekiwaniach. Nikt nie prognozuje, że za 10 lat czy 20 dana firma, czy dany sektor będzie potrzebował akurat tak ukierunkowanych specjalistów. Są też inne problemy. Weźmy choćby np. takie wskazanie (informacja ta umknęła w natłoku ekstazy piłkarskiej) w Polsce wzrosła skala samobójstw, przyczyną wielu jak się okazuje są problemy finansowe lub sprawy związane z karierą zawodową (za wysoko zawieszona poprzeczka?). Jaki jest zatem wpływ stanu równowagi psychicznej na wydajność w pracy i relacje zawodowe? Chyba spory. Czy w takim razie istnieje plan rozwoju badań nad higieną pracy i uwarunkowaniami kulturowymi danej społeczności? Jak na razie modna dziedzina treningu ogranicza się do pielęgnacji kariery, a badania kulturowe są a i owszem (wbrew temu, co lud myśli - że są to nieprzydatne specjalności:-) wykorzystywane, ale przeważnie do badań nad uzyskaniem wiedzy o tendencjach i wyborach konsumenckich.
Słynne oczekiwania pracodawców, że chcą ludzi otwartych, niebanalnych i samodzielnych, nijak mają się do sformatowanych stanowisk pracy, gdzie automatyzacja i wycinkowy charakter zajęcia nie pozostawia zbyt wiele na innowacje. Zresztą, zasada też jest taka, że często dopiero inna perspektywa, inne doświadczenia mogą pomóc wrzucić nowy bieg. A jak ma to się odbywać, skoro np. kierunek studiów sformatujemy na podobieństwo naszej zamkniętej rzeczywistości?
5. W całym tym zgiełku o pracę i wybór wykształcenia wszystkie strony popełniły mniejsze lub większe grzeszki.

Na koniec anegdota. Opowiadał mi młodszy kolega, jak pojechał studiować rachunkowość do Anglii. Na rozpoczęcie semestru dla wszystkich grup zostały zorganizowane spotkania - wprowadzające w specyfikę studiów, w życie uczelni. Na koniec  - prowadząca profesor - wyświetliła slajd, pt. relacje studenckie, a moja kariera. Pokazała profil jednej  z byłych studentek. Doskonałej prymuski, zdobywczyni nagród itp. itd. Relacjonowała: Nicole całe studia spędziła na badaniach i w bibliotece oraz w swoim gabinecie pracy. Od ukończenia przez nią studiów upłynęły już 4 lata. Niestety Nicole nie ma pracy. Otrzymywała albo propozycje poniżej jej kwalifikacji i aspiracji, albo przepadała w procesie rekrutacyjnym. Jak myślicie co jest powodem niepowodzenia Nicole? Po sali przeszedł szum, ale nikt nie odważył się zabrać głosu. Odpowiedź była dość zaskakująca, ale też i trywialna: Nicole nie dbała o zawieranie nowych znajomości, nie bywała, nie kolegowała się, nie chadzała na imprezy ani żadne wydarzenia tak zwane kulturalne czy towarzyskie. Relacje z innymi ludźmi i wiedza o nich nie tylko w kontekście pracy - jest największą wartością, jaką możecie wynieść ze studiów, potem będzie o to trudno zadbać, bo nie będzie czasu - zakończyła pani profesor.
Nie wiem, czy to złoty środek, ale warto to mieć na uwadze, zwłaszcza że nie trzeba do tego ani specjalnych dekretów ani programów :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz