środa, 30 maja 2012

Bakcyl Włóczykija


Mimo, że beztroska wakacji pokryła się lata temu patyną i nieprawdą, sezon obejmujący okres od czerwca do sierpnia ma w sobie coś irracjonalnego i romantycznie niepoprawnego.
Oczywiście, szczęśliwie układa się czasem tak, że i obowiązki zawodowej tyry można spreparować do jakiegoś pozytywnego wymiaru i dzięki temu zerwać się nieco ze smyczy. Jednak pewne wybory wiążą się też pewną rezygnacją posiadania dóbr wszelkich, więc nie namawiam nikogo kto musi "mieć" i "posiadać" na styl który sama wybrałam. Choć a i owszem ja też narzekam - ale narzekam zazwyczaj na siebie :-)

Wakacyjnie - to polecam dwie książki, które akuratnie na miesiące się nadadzą, a przy tym ciekawe, solidne i wydrukowane:

1. Miedzianka - historia znikania, Filip Springer. Czyli rzecz o miasteczku nad Jelenią Górą, które pewnego dnia zniknęło, a raczej zapadło się pod ziemię. Lokowane na górze, która przez wieki górniczej eksploatacji, a wreszcie rabunkowej polityki poszukiwań i wydobycia uranu po wojnie, zapłaciło cenę pt. nicość i pył. W zasadzie książka Springera to reportaż o ludziach i losach Dolnego Śląska. Bardzo dobra, ciekawa, mądra i bez znieczulenia spreparowana to książka. Na prawdę robi wrażenie i tak bardzo, że aż chce się ruszyć w wędrówkę po okolicach Jeleniej. Tylko nie ma już tej komunikacji publicznej jak niegdyś, no piwa nie te same ;-)

2. Lalki w ogniu - Paulina Wilk. A to dla odmiany podróż na Wschód. Mam wiele serdeczności do pierwiastka indyjskiego w literaturze dokumentalnej. Dzienniki, reportaże czy nawet beletrystyka i kino. Jednak Indie to kraj, którego nigdy nie odwiedzę, ani też chyba nie chciałabym w gruncie rzeczy odwiedzić. Do bycia pełnoprawnym turystą (nie, nie podróżnikiem - to słowo jest jednym z najbardziej nadużywanych w naszych czasach) daleko mi brakuje, a i jednak moja wstydliwa hipokryzja nie pozwalałaby mi się czuć po pańsku i szampańsku w największej demokracji świata. Podróżować w bańce za szybą - jak czyni to większość opierając swe sądy na mylnych często obserwacjach bądź kalkach  przebitych z przewodników, to jakoś tak nie fajnie. A jechać położyć się z luksusowym SPA na Goa, to mnie panie dzieju nie stać. Choć to taka sama wartość jak te niby travelerskie wyprawy. Wszystko jest kwestią ceny - mentalnie różnicy żadnej. "Lalki w ogniu" nie są typem literatury zaangażowanej, jak choćby "Witajcie w raju" - reportaże niezłe, ale niestety ideologicznie zaprawione. To prawdziwy reporterski zapis, próba ekspozycji bez naginania. Dobra lektura, piękna i pozostawiająca człowieka wobec swojej treści bezbronnym. I co najważniejsze  - napisana bez obecności turysty, bez nachalnego doktrynerstwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz