czwartek, 3 stycznia 2013
Nabokov w styczniu robi za karnawał
Karnawał (w naszym powszechnym zastosowaniu) wymyślono - z całą pewnością - aby zabić spleen stycznia. Cóż to za miesiąc jest straszny. Płaski, nudny i rozlazły. Kiedy jeszcze zima porazi mrozem i sypnie śniegiem, zamienia panoramę w lodową smętną pustynię, nad którą od czasu do czasu można poobserwować zimne zachody obcego słońca (choć trzeba mieć szczęście, żeby był ładny dzień). Słońce dopiero nabiera rozpędu w lutym, a to też bywa różnie...
Nowy rok powitałam bólem grypy i tocząc się w swym gawrze wolę rozmyślać o wiosennych porządkach i metamorfozach remontowych niż o karnawale. Za chorobowego klina posłużyła mi "autobiografia raz jeszcze" czyli Pamięci, przemów - Vladimira Nabokova. Bardzo to subtelna konstrukcja, dobra na bolączki i styczniowe szarości, a przy tym skonstruowana nowocześnie. Czasem cieszy, że coś - w sensie dana książka - nas ominęła, że jakoś tak spadła daleko, schowała się za inne tomy. Byleby odnalazła się we właściwym czasie - to oczywiście.
Nie jest to typowa auto-opowieść; bardziej migawki, konfrontacja zapamiętanych (czasem niepamiętanych) sytuacji, główny fokus - dzieciństwo. Dziwnie się czyta rekonstrukcję takiego dorastania, świata, wychowania i edukacji, zwłaszcza w konfrontacji z "nowoczesnością" czy subiektywnym doświadczeniem. Dobra to też lekcja z precyzji konstrukcji narracji, nie mówiąc już o stosowaniu zasad gramatyki. Na styczeń - idealna :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz