środa, 2 stycznia 2013

Strategia pooblepianej bardaszki



Przedsiębiorca to człowiek widzący w otaczającym go świecie możliwości. Tyle przynajmniej na ten temat reklama. W realu - ta wizja możliwości - bywa wręcz przerażająca. Na tyle, że prowadzi do tak niesłychanych sytuacji, jak pobieranie bajońskich opłat za nocleg w przysłowiowej bardaszce czy handel badziewiem z Chin pod szyldem pamiątek regionalnych. Gorzej, że "zbardaszenie" może też dotknąć obiekty lub krajobraz, które potencjalnie powinny pozostać chronione....

Współczesny turysta - bo zgodzę się z autorką książki "Witajcie w raju..." Jennie Dielemans, że dzisiaj nadużywa się określenia podróżnik  - wybiera czy też kupuje nie tylko miejsce w hotelu, bilet na transport czy rację żywnościową, ale pakiet pod tytułem "Szwajcaria", "Egipt" czy też zejdźmy do poziomu konkretu: "Alpy włoskie", "Tatry słowackie", "Dalmacja" etc. Pod tym logo kryje się wiele elementów, które ze sobą połączone, stanowią i decydują o ogólnym (pożądanym) wrażeniu. W tym obowiązkowym pakiecie zawiera się także zagospodarowanie przestrzeni miejskiej i wiejskiej oraz krajobrazu. Tak, najchętniej kupowanym dobrem przez nowoczesnego turystę - oprócz pogody - jest krajobraz i stan środowiska. Zakupy, jedzenie, serwis, luksusowe przyjemności - są ozdobami, dodatkiem, ale nie czynnikiem wpływającym na ostateczną decyzję. 

Od dłuższego czasu z ciekawością śledzę najróżniejsze kampanie promocyjne (i informacyjne)  miast, regionów czy krajów. Z należytą uwagą spoglądam oczywiście na pracę jaka dokonuje się w moim mieście, w moim regionie - czyli na Dolnym Śląsku. DS dorobił się już kilku strategii, kampanii, debaty nad produktem regionalnym, mniej lub bardziej udanych założeń etc. Oprócz sporów o to w jaki sposób ma promować się region i co jest jego unikatowym dobrem, interesuje mnie moment kiedy wirtualne spotyka realne. Interesuje mnie to, na ile strategia zmienia i wpływa na real. Na ile sprawia, że rzeczywistość jest w stanie podciągnąć się i poprawić.

Na zajęciach ze studentami zazwyczaj podaję taki przykład: nie ma dziury, wioseczki etc. w której nie dałoby znaleźć się takiego kadru, urokliwego budynku, uśmiechu dziewczyny żeby nie zrobić fotki oszałamiającej. Takiej, gdzie nawet nie trzeba zbyt wiele pracy w programem graficznym, aby uzyskać efekt pociągającej tajemnicy. Tyle, że to jest kadr. Tylko kadr. Dodamy do niego hasło, dobierzemy fajną czcionkę i parę zgrabnych zdań. To pójdzie w świat. Być może uwiedzie 10, może 100 osób. Ale co z tego? Jeśli poza tym kadrem, na szerszym podglądzie zobaczymy wybijające szambo, sterty śmieci ściśniętych do rowu, oklejone krzykliwymi banerami elewacje kamienic... Każdy kto zakochał się w tym kadrze poczuje się oszukany. Zobaczy to miejsce jeszcze bardziej złe i zdeprawowane niż jest w rzeczywistości. Poprzez kontrast. Dlatego, uważam że nie warto oszukiwać. Nie warto produkować kadrów. Warto zatem popracować nad ujęciem panoramicznym. Nad strategią, która nie będzie tworzyć kadrów, ale będzie inspirować i zachęcać do tego, aby miejsca które opisuje i prezentuje, chciały właśnie wyglądać tak jak jest to pokazane w przysłowiowej "reklamie". 

Z czym mamy w takim razie do czynienia?
Na razie mamy do czynienia z połataną i pokolorowaną bardaszką. Niestety. Im bardziej kształtowany jest Wrocław (a i tu zaznaczę, że można byłoby sporo podyskutować), tym bardziej słabo wypada region. Problemy z taborem, zaprzepaszczenie transportu kolejowego (szczątkowe próby odtworzeń tras krajobrazowych ukazują swoją ubogość, kiedy wejdzie się na strony internetowe omawiające transport górski np. w krajach alpejskich), kompletny brak realizacji jakiejkolwiek strategii tożsamości regionalnej w miejscowościach turystycznych. Skandalem jest brak polityki kształtowania i zachowania krajobrazu. Obserwując podczas ostatniego pobytu w Szklarskiej Porębie rozbudowę niektórych nieruchomości, budy, piętra, elewacje, sposób dekoracji - zaczęłam się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi? Lista syfiozy, z którą spotykamy się podczas turystycznych wypraw, od brudu w barach, nieuzasadnionego zdzierstwa, lansowania pizzy i makaronu z sosem mięsnym jako produktu regionalnego :-) i zmurszałej rozpadającej się bazy, albo bazy noclegowej która udaje lepszą niż jest (ostatnio miałam nieszczęście nocować w hotelu, w którym różnice temperatur były w każdym pomieszczeniu dość radykalne, a serwis spożywczy mógłby się śmiało ubiegać o czołówkę najwstrętniejszych - a wszystko to w cenie prawie "alpejskiej") mogłaby być przebogata. Z całą pewnością na uwagę zasługuje rekonstrukcja obiektów zabytkowych w wersji restauracja elewacji  fasady. Parafrazując powiedzonko - z przodu liceum, z tyłu muzeum (niestety w negatywnym znaczeniu). Wiele by można wyliczać. 

Co dalej?
Kwestia nakładów finansowych oczywiście w tym wypadku jest tematem wiodącym, ale czy stan bardaszki to zawsze kwestia pieniędzy? Myślę, że nie. Oprócz braku zdolności do zarządzania (nie dla siebie, ale w imię społeczności) i pracy zespołowej - niestety to dwie nasze krajowe bolączki - da się obserwować odporność na lepsze praktyki. Dlatego, opracowywanie jakiejkolwiek strategii, przygotowywanie taktyki promocyjnej i materiałów reklamowych musi być podparte kampanią edukacyjną  (w tym taką, która będzie wprowadzać wiedzę o estetyce) i promowaniem zasad dotyczących zagospodarowania przestrzeni i krajobrazu miejscowości turystycznych. Jest wiele rzeczy i spraw, które można załatwić samemu, tylko poprzez pracę indywidualną. I żeby być sprawiedliwą widziałam też w regionie takie przykłady wdrożeń - nawet z wąskim budżetem - niech będzie przykładem pensjonat i przystań Fregata nieopodal zamku Grodno. Niestety wolałabym widzieć taką panoramę naszego regionu niż tylko samotne wysepki w morzu żółto-czerowych wstrętnych banerów, badziewnych hoteli i przepierdzianych pensjonatów i zardzewiałych konstrukcji porzuconych w polu, jak kiepskie podróbki instalacji Hasiora.

Niestety, ciągle jesteśmy na poziomie kadru. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz