wtorek, 12 marca 2013

sub relacje sub społeczności



Spotyka się dwóch - powiedzmy - twórców planujących produkcję filmu dokumentalnego. Istotną sprawą, jest pozyskanie materiałów archiwalnych. Dokumenty mogą być w Polsce, ale mogą też być w Niemczech. Twórca nr. 1 zastanawia się: cholera, mamy mało czasu... ale mam pomysł. Mój znajomy - nazwijmy go - Kazik, ma jakieś znajomości w konsulacie, czy jakimś instytucie niemieckim... to pogadam z nim i może da się gdzieś zadzwonić, szepnąć słowo i załatwią nam poza kolejnością, bez pisania podań... Na co twórca nr. 2 odzywa się: stary, bez żartów. W wersję, że to polski partner obiecuje coś niemieckiemu i załatwia to za przysłowiową flaszkę i przez telefon do przyjaciela to bym jeszcze uwierzył... W historię odwrotną - Nie. Zatem składamy oficjalną prośbę...

Ta przytoczona przeze mnie wymiana zdań to historyjka oparta na wydarzeniach autentycznych. Ze zdumieniem stwierdzam jak łatwo jednak przejść od "nieformalnych nawyków", to "oficjalnych standardów". Warunkiem staje się po prostu pozycjonowanie ewentualnego partnera.
Przywołanie "Polaka i Niemca" - prawie jak z żarciku, jest trochę pokłosiem wczorajszej lektury tygodników papierowych. Z ciekawością, ale i ze zdumieniem zdarza mi się żeglować przez łamy prasy zorientowanej światopoglądowo - od prawa do lewa. Wczoraj był wieczór bardziej na prawo. Zatem i refleksje będą bardziej o kondycji społeczności niż o life style :-)
Najpierw zacznę od kolca w dłoni (żeby nie odnosić do d.py) - najbardziej kluczowym i męczącym problemem relacji budowanych w realiach "zdjełano w Polszy", jest gospodarka oparta na znajomościach i kumoterstwie.

Mimo przepracowanych lat, ciągle mnie rozwalają narady/plany/spotkania, na których omawiane problemy analizuje się nie od strony ich struktury, ale od kwestii tego kogo się zna i na jakim stopniu, żeby załatwić to i owo. I tak zatrudniamy tych co znamy, radzimy się rodziny, interesy robimy w gronie, a przysługi przeliczamy na wpływy, co najgorsze akceptujemy też dyktowane przez znajomych ceny etc. Nic dziwnego, że bardzo często ludzie tracą orientację w tym co jest legalne, a co nie do końca może być, co jest standardem, a co podejrzanym zwyczajem. Jeśli przyznawać Polakom order za innowacje, to w niestandardowym przełożeniu myślenia social/community na realny świat. To utopia kuwa nieosiągalna dla macherów od internetu ;-)

Zatem  - kiedy trafiam na wizję idealną kondycji narodu, czyli matactwa i służalczości złych elit, intryg obcych mocarstw, ogłupionych mas i nieszczęsnych ostatnich sprawiedliwych - to myślę sobie what is it? Skąd ta kuwa niechęć do akceptacji własnej społeczności (ta sama niechęć pojawia się w drugą stronę, kiedy mamy do czynienia z jedynie oświeconymi i ciemnogrodem  -ale o tym za chwilę). Nie ma czegoś takiego jak opleciony matactwami naród, łże elity, ciemnogród, fanatycy głupoty, czy lemingi i mohery. My jesteśmy w tym wszystkim w każdym aspekcie, i my kształtujemy, decydujemy, wybieramy, wpływamy. To my to robimy wszystko na co dzień. Może nas to mierzić, ale to ciągle MY - nie zły Obcy.

Szkoda, że w tak beznadziejny sposób jesteśmy w stanie kreślić swoją wizję. Być może podstawowym problemem dla zwolenników obu paradygmatów jest po prostu niemożność akceptacji różnych wariantów realizacji charakteru narodowego. Kiedy czytam o tym, jak straszne słowa pełne racji miał Dmowski zauważając że nie taki groźna rusyfikacja, bo Rosjaninem Polak pogardza, ale za to germanizacja to alert, bo Polak da wiele aby w Niemca się przemienić... to pragnę uspokoić wszystkich: wystarczy jedna wizyta w potencjalnym urzędzie lub praca przy projekcie np. na pograniczu partnerstwa publiczno-prywatnego aby przekonać się, że to bynajmniej nie model germański dominuje między Wartą, Odrą, Wisłą a Nysą :-). Nic też tak dobrze Polakowi nie robi - czy to z prawicy czy to z lewicy - jak w drugim rodaku dostrzec bałwana, z którego można boki zrywać. Nikt kuwa nie zapyta się podczas tych jałowych dyskusji: dlaczego? z jakiego powodu? czego doświadczyłeś/łaś że taką, a nie inną drogę wybrałeś/łaś?

Rozważania nad problemem z polskością zaczynam od tego, że chcąc nie chcąc akceptuję zarówno wielkie zalety jak wielkie wtopy. A najbardziej drażni mnie obecnie to kuwa szafowanie "głupkami z ciemnogrodu" i "lemingami". Obie strony tak ochoczo ruszają do walki z przemysłem pogardy, a jakoś ciężko im zrezygnować z tych jakże wygodnych wytrychów.  Chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie. Nie czekaj na deus ex machina, na "przywódcę" czy ducha dziejów - jak nie chcę obżerać się czekoladkami to zaczynam od tego, że przestaję je kupować. Życzę obu stronom sporu, zaprzestania zakupów w tych samych magazynach produktów toksycznych.


1 komentarz:

  1. Bo zainicjowana przez Towiańskiego pijarowska kampania dobrego samopostrzegania trwa w najlepsze, bez względu na aktualną sytuację geopolityczną. Uznanie siebie i swoich pobratymców za kogoś lepszego implikuje logiczną konsekwencję, że w takim razie ktoś musi być gorszy. I to jest, jak sądzę, źródło społecznego upośledzenia naszej nacji. Skoro my jesteśmy dobrzy (a jesteśmy, bo mieliśmy Powstanie Warszawskie i Papieża Polaka), to jesteśmy i kropka. Kto jest zły? Inni. ONI. Szkopy, kacapy, gudłaje, komuchy, zaplute karły reakcji, stonki, syjoniści, eurozdrajcy, liberały, michniki, wildsztajny, wykształciuchy, mohery, lemingi, gity i hipy. I Owsiak, rzecz jasna.
    Dopóki będziemy stosować ten prosty wentyl samozadowolenia, dopóty sami nie ruszymy dupy. Tradycyjnie będziemy czekać aż inni po raz kolejny załatwią coś za nas. I załatwią, a my będziemy mieć znowu kogo obwiniać za własną nieudolność.

    OdpowiedzUsuń