wtorek, 5 marca 2013

Szkic kolejny o kwestiach pracy

Praca jest tematem, albo obszarem zainteresowań, który pojawia się nie po raz pierwszy na łamach tego bloga. zawsze lubiłam śledzić rynek pracy, kalejdoskop zmieniających się super zawodów i zajęć hańby oraz relacji zarobków i możliwości rozwoju. Czasem żal jest mi pewnych nieodwracalnych decyzji, lub niemożliwych do zrealizowania (już) planów, ale i tak koniec końców mówię sobie w duchu, że z wielu możliwych ścieżek rozwoju scenariusza obejmującego życie, moja ścieżka nie jest znów taka zła. A może inaczej - jest tak niejasna i nieoczekiwana, że trudno ją zakwalifikować jednoznacznie jako dobrą lub złą. Jest popaprana, ale w przyjemnie popaprany sposób :-) Tak więc będzie o pracy innych...
Zacznijmy od wizerunku koszulki powyżej i hasła pozycjonującego. Bardzo mi się podoba. W lwiej części to zredukowane do minimum podsumowanie warunków ludzkiej egzystencji. Jak zaznaczam: zredukowane. To co my sami zrobimy ze znaczeniem i zastosowaniem w praktyce materialnej czy duchowej tych poszczególnych słów - prowadzących czy też odnoszących się do konkretnych wartości - to już nasza wola (przynajmniej w pewnej mierze, bo śmie twierdzić, że nie ma egalitaryzmu i niestety czasem zdarza się taki fuck-up, że jednym jest lepiej na starcie, a innym gorzej i choćby nie wiem jak bardzo się starali). Tak, tak to idzie właśnie. Nie wiem czy w takiej kolejności, może jeszcze "ródź się"? Bo bez tego nie będzie tych czterech filarów.
Skoro się narodziliśmy to umrzemy. Skoro musimy pracować, to będziemy nabywać, w taki czy inny sposób konsumować. Styl, technika, zaplecze programowe  - to już zupełnie inna bajka.

Skoro więc jesteśmy człowiekiem pracującym - tak, chyba już nie chodzimy do pracy, tylko pracujemy w biurach, fabrykach, w sklepach czy jak to jest modne "przy projektach". Podział klasowy mnie nie interesuje. Nie wiem czy w ogóle można wyodrębnić coś takiego jak klasę kreatywną - myślę, że to banialuki. Wszyscy pracujemy, tylko albo wybieramy, albo powielamy, albo zostajemy wtłoczeni bo nie mamy wyjścia w pewne formy pracy.

Obserwując nasze krajowe warunki do wykonywania pracy, aż prosiłoby się o przeprowadzenie dobrych socjologicznych badań w stylu Ossowskich. Wielki projekt badania warunków i charakteru pracy współczesnego Polaka: jak on się czuje w swoim akcie pracy i co o nim sądzi. Jest zasadne też pokazanie pracy w szerszym ujęciu: pracy zarobkowej i pracy, którą realizuje się niejako w myśl zasady z traktatu o dobrej robocie: czyli dla siebie, dla bliżej określonej wspólnoty lub wartości. Bo to też jest praca. Najtrudniejszą sprawą jest praca nad sobą z własnej woli, a nie dla awansu lub lepszego wynagrodzenia.

Czego nie lubię w współczesnej pracy? Hm. Jestem w miarę (podkreślam "w miarę") dość wolnym człowiekiem pod względem świadczenia pracy, bo mogę pozwolić sobie na elastyczność, różnorodność etc, ale i tak często wchodzę w pewne układy lub zbiory w których obowiązują zachowania (lub są tolerowane) dla mnie nie do przyjęcia. I im dłużej, im bardziej w las -wkurzam się. czego najbardziej nie lubię w relacjach w "robocie made in Poland" - niechęci do odpowiedzialności, kłopotów z komunikacją, chytrości i nieumiejętnemu postrzeganiu roli lidera. Toż kuwa koszmar jest! No i ta negatywna familiarność under-układów. Samo życie.

Jednym z charakterystycznych, złych wzorców jest replikowanie przemocy. Bardzo często osoby, które doświadczyły przemocy w relacjach zawodowych (chodzi mi tu oczywiście o przemoc werbalną, lub psychosocjologiczną) i udało się im np. wyrwać z takich toksycznych relacji lub samemu w końcu osiągnąć władzę - zaczynają stosować techniki lub chwyty, które wcześniej doświadczyli od swoich oprawców. Niestety. To jest plaga. Banalna reprodukcja opisanego syndromu.

"Od roboty to i koń zdycha"  - to przysłowie przeczytałam w opowieściach o sowieckim Gułagu. Celna, głęboka treść jest w tym powiedzonku :-) Przede wszystkim, kiedy przejść w nim warstwę pierwszą, która tylko sugeruje, że trzeba sobie pozwolić na labę, pojawia się kolejny poziom treści. Oto zapędzenie się w pracy, stać się może przejawem egoistycznej arogancji i chęci pokazania co to nie ja, a w konsekwencji prowadzi do cmentarnych konsekwencji, bo wszak martwy pracuś to żaden pracuś. Nie ma pożytku z kogoś, kto zaharuje się na śmierć. Warto o tym pamiętać. Nie mniej chciałabym tutaj zrobić rozróżnienie między harówą a pracą ciągłą, własną etc.

Zastanawiam się czy ja lubię swoją pracę zarobkową i czy lubię swoją pracę ciągłą (taki rodzaj kształcenia ustawicznego połączony z pracą). Oczywiście narzekam  - narzekanie to specjalność dolnośląska ;-), biada prawu, głupim regulacjom, mało kooperatywnemu rynkowi etc. Jednak, jak klasyczny pracoholik tracę poczucie bezpieczeństwa, kiedy milknie telefon i nie ma nic na już, na jutro, na za godzinę. Człowiek to maszyna do zniewalania samego siebie.

Najlepszy z braci mawia, że kuwa w wielkich korpo to Polak może co najwyżej być "egzekjiutiwem" co będzie zwalniał, ciął i pilnował np. takich kluczowych rozwiązań jak ekonomia korzystania z kibla (wbrew pozorom to nie taki banalny problem jakby się wydawać mogło, jak przełoży się go na skalę np firmy, która działa na kilku kontynentach). Czy więc warto tak pastwić się nad sobą?
Nie warto.
:-)



2 komentarze:

  1. Joe Strummer: You make, you buy, you die.
    Smalec: Wytwarzają potrzeby, których nie masz. Dają pracę, żebyś mógł je zaspokoić.
    Punkowcy: Kto pracuje, ten parówa.
    Brzozowski: Męczeństwo nie zastąpi pracy.
    Lyxzen: Capitalism stole my virginity.
    Robotnik: Robota nie chuj, i trzy dni postoi.

    Wszystko to prawda i nic jak tylko prawda. Ale... człowiek powinien pracować, nawet ciężko pracować. Nad sobą, dla satysfakcji, dla kasy, dla kapitalizmu, dla szefa, dla kraju, dla rodziny, dla siebie. Nie uważam ludzi leniwych. I mało ambitnych, choć przez długi czas sam powtarzałem "ambicja to twoja chora religia".
    Każdy też powinien raz w życiu, choć przez miesiąc, popracować fizycznie. Nic nie smakuje tak bosko jak ten pierwszy łyk piwa, gdy w gumofilcach i kombinezonie, z obolałymi mięśniami otwierasz butelkę po skończonej robocie ;)

    I to naprawdę nie jest żadna tania prowokacja z mojej strony, ale uważam, że najbliżsi prawdy byli naziści.
    Arbeit macht frei.
    Mnie czyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) ha, mnie wolnym czyni wino, a pracę lubię (nie lubię zaś tyry za marchewkę na sznurku) - konkludując, powinnam założyć winnicę i otworzyć winiarnię ;-) będzie wszystko.

      Usuń