niedziela, 3 kwietnia 2011

Perun i inne fantazje



Bardzo żałuję, że układając poniższy wpis nie mam pod ręką mojego albumu z malarstwem Zofii Stryjeńskiej. Ze sztuką Stryjeńskiej zetknęłam się już w dzieciństwie, choć wówczas zupełnie nic nie wiedziałam o tej ciekawej postaci polskiego światka twórców 20-lecia. Zdaje się, większość moich rówieśników potrafiłaby odgrzebać w rozdziałach czasu minionego znane przedstawienia Stryjeńskiej, choć być może również ze zdziwieniem zareagowałaby na informację, że oto mieliśmy do czynienia z jedną z ciekawszych postaci rodzimej sztuki wizualnej XX wieku.

Jak krótko przedstawić Stryjeńską? (z pominięciem kwestii życiorysu, zresztą bardzo ciekawego i dość dramatycznego). Folklor, ludyczność, humor, ironia, które spotkały się w saloniku art deco. Z jednej strony bardzo mocno osadzona w polskich realiach, tradycji (a może i historycznych fobiach, które w łagodny, zdystansowany sposób potraktowała choćby malując portrety słynnych Piastów), z drugiej zaś, nowoczesna w technice i użyciu kolorów. Idealnie odnajdująca się na styku sztuki i wzornictwa przemysłowego.

Pierwsze wrażenie z poznania przedstawień Tańców Polskich, raczej negatywne. Ludyczny szał zdawał się być dla mnie zbyt "etnograficzny". Do tej pory ta seria wyzwala we mnie najmniej emocji. Jednak podoba mi się ich "pop-artowa" optyka. Z biegiem lat nabierająca głębszego smaku (zaznaczam, piszę tu o mych subiektywnych odczuciach). Nic na to nie poradzę, że początkowo akurat ta seria przypadła mi najmniej do gustu. Dla odmiany, humor kolekcji portretów Piastów jest przedni. Odnosi się wrażenie, że Stryjeńska wyprzedziła o dekady coś, co możemy dziś nazwać opatrywaniem nowym sensem dawnych wyobrażeń, tak bardzo zakorzenionych w zbiorowej świadomości, że nie pozostawiających pola do manewru wyobraźni lub nowym interpretacjom.

Bardzo ciekawa jest też paleta kolorystyczna stosowana przez Stryjeńską. Mamy tu barwy "czerpane", przeźroczystości, chłodne tonacje, które nagle stykają się z eksplozją ciepłych, gorących kolorów. Do tego zawsze świetny szkic. Gdy to wszystko połączymy, styl art deco z humorem i okiem na folklor (piszę "okiem" bo absolutnie nie można zaliczyć Stryjeńskiej do artystki tworzącej sztukę bezpośrednio dokumentującą folklor. W jej wypadku, przedstawienia są przefiltrowane przez - umowne "oko zewnętrzne", przez inne doświadczenia, subiektywne odczucia, czasem celowe deformacje), wyjdzie nam koktajl związany z prądem europejskiego stylu, a jednak zdeterminowany specyfiką regionalną, która po prostu jest jaka jest; czasem przedstawiana z dumą, a czasem z ciepłą ironią.

Lubię szczególnie szelmowskie przedstawienia bóstw słowiańskich. Te wszystkie żywiołaki, ekspresyjnie ujęte bóstwa, aż proszące się do przeflancowania na grunt komiksów. Co ciekawe, tropy słowiańskie czy fascynacja tym epizodem badań etnograficznych, historycznych i archeologicznych kompletnie nie budzi jakichkolwiek emocji w czasach obecnych. Pewnie dlatego, że w sumie o żadnych daleko posuniętych i zaawansowanych badaniach nie mogło być mowy, skoro nie do końca jest co badać z przyczyn braku materiałów źródłowych. Ba, w sumie przecież bóstwa ożywiane przez Stryjeńską są również w olbrzymiej mierze fikcją, tak jak badania nad ewentualnym panteonem i mitologią Słowian. Nie mniej, nie takie "stworzone mity" zawładnęły wyobraźnią odbiorców. Dlatego szkoda mi, że ten świat nie został odpowiednio przeflancowany na potrzeby kultury popularnej, bo w sumie trudno zaliczyć kilka komiksów o Piaście Kołodzieju czy podobnych incydentalnych projektów do wyczerpującego temat zbioru.

Ps. w załączeniu Pogoda według Stryjeńskiej. Oby w nadchodzących miesiącach był nam przychylny:-)))

3 komentarze:

  1. Obrazy Stryjeńskiej tudzież plastyczne przedstawienia słowiańskich bóstw pogańskich automatycznie wywołują we mnie skojarzenia z dzieciństwem.

    Co zaś do panteonu Słowian to czasami żałuję, że nie zjawił się żaden "Tolkien", który by się nim zajął. (Czasami bo nie do końca identyfikuję się z Słowiańszczyzną.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dante@ mam podobne odczucia :-), że właśnie nie tyle chodzi o identyfikacje, co fajny i ciekawy, ale kompletnie wykorzystany w małym stopniu temat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewno dlatego jest tak, że:
    a) z powodu chrystianizacji tematy jest ogólnie słabo znany, więc trzeba by się mocniej napracować niż przy mitologiach już znanych (ale według mnie to jest najsłabszy powód)
    b) jest przeświadczenie, że ogólnie to co z zachodu jest fajniejsze niż to co ze wschodu
    c) powód "c" wynika z powodów "a" i "b", jeśli już ktoś się za to zabiera to robi to mechanicznie na sposób tolkienowski czy inny zachodni, a że temat słabo opisany to sztafaż słowiański robi sztuczne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń