Gdybym miała dziś zastanowić się na tym, która ze sztuk najbardziej mnie porywa, to bez wahania wymieniłabym architekturę. Gdybym miała dziś powiedzieć: żałuję, że nie zostałam... to wymieniłabym zawód architekta. Gdybym miała dziś wypowiedzieć marzenie podróżnicze, to z całą pewnością uznałabym podróż do Brazylii i Kambodży - oczywiście po to, żeby oglądać architekturę: Brasilii i Angkor Wat.
Lubię architektów, zdecydowanie bardziej od malarzy i muzyków czy rzeźbiarzy. Choć, gdyby głębiej zastanowić się nad tym tematem, wszystkie te sprawności sztuki stykają się ze sobą i mają znaczący wzajemny wpływ.
Pochodzę z miasta architektów (chodzi mi tu przede wszystkim o Berga, Konwiarza i Poelziga) i to co najbardziej lubię w moim małym mieście, to właśnie te owoce projektów, którym udało się ujrzeć światło dzienne, tj, doczekać realizacji. Żałuję, że nie mamy już takich autorów (lub inwestorów, którzy chcieliby czegoś innego niż płytowo-szklane płaszczyzny czy najzwyczajniej w świecie rozbudowane projekty centrów handlowo-mieszkaniowych nazwane szumnie "wieżami").
Jeśli powstaje jakiś badziew w obszarze sztuk wizulanych czy muzycznych, to zdecydowanie łatwiej go ukryć lub wyrzucić ze świadomości, niż dla przykładu taki moloch, który chcąc nie chcąc będziemy oglądać podczas spacerów i podróży przez miasto.
Dlatego, żal mi tego, że we Wrocławiu nie powstał ostatnio taki budynek jakim może pochwalić się choćby Kraków - Muzeum Lotnictwa.
Miałam nieco szczęścia, bo podczas swoich skromnych wędrówek, udało mi się zobaczyć dzieła ulubionych architektów (przynajmniej kilka). Żałuję, że nie było mi dane (jak dotąd) zwiedzanie
domów zaprojektowanych przez Franka L. Wrighta.
Architektura, która potrafi fantastycznie nawiązywać do sfery organicznej, a jednocześnie odznaczać się, odcinać jako przykład abstrakcyjnego myślenia człowieka, cholernie mnie ujmuje. No i oczywiście ogrom pracy, jaką trzeba włożyć w realizację, zakomponowanie, łączenie, wytrzymałość, użyteczność i trwałość. Imponujące.
Kilka tygodni temu oglądaliśmy program o brazylijskim modernizmie, gdzie pokazano jeden z pierwszych domów mieszkalnych zaprojektowanych przez Oscara Niemeyera. Rodzina, która jest właścicielem tego domostwa, postawiła sobie za punkt honoru nie tylko utrzymanie w dobrym stanie samej bryły, ale również wnętrza wilii wraz z całością umeblowania. Z ciekawością i rozbawieniem zauważyłam, że meble i kolorystyka, którą dekady świetlne temu obmyślił i wdrożył architekt, są nowocześniejsze i świeższe od wielu linii tematycznych, które zapełniają współczesne pisma z poradami dotyczącymi aranżacji wnętrz.
To co chyba najbardziej nudzi w współczesnym design lansowanym w Polsce, to typ gotowych do zakupienia projektów (choć to się trochę zmienia) i sposób urządzania domów i mieszkań - tak zunifikowany, że wystarczy wymienić zdjęcia w ramkach na regale i każdy (czyli nikt) mógłby w nich mieszkać. Ale pewnie trochę jestem niesprawiedliwa :-)
Dla poprawienia humoru, na obrazku szachy inspirowane architekturą Santiago Calatravy.
Cóż... Pełna zgoda :-), zarówno jesli chodzi o naszą bidę dizajnową jak i architektoniczno-urbanistyczną (krakowskie muzeum wiosny jeszcze nie czyni).
OdpowiedzUsuńCo zaś do domów zaprojektowanych przez FLW (choćby tego: http://wholepackage.files.wordpress.com/2010/06/fallingwater.jpg), mebli Eamesów czy Saarinena to mam propozycję, żeby w takim szlachetno-modernistycznym otoczeniu dobiegli swojego ziemskiego kresu członkowie Trójki :-0
Pozdrawiam
Stu@ rozważę Twe słowa, choć z zasady nie lubię łatwych zakończeń w literaturze ;-)
OdpowiedzUsuń