środa, 16 maja 2012

Fini obecna

Jest takie zdjęcie Leonor Fini (nie, bynajmniej nie to, które załączam:-), na którym malarka prezentuje się w swoim atelier: ubrana w udrapowaną suknię, z odsłoniętym ramieniem,  przy sztaludze, prezentuje odsłonięte ucho, a w nim okazały kolczyk. Wokół widać akcesoria malarskie, podwieszone pod kątem lustro odbijające cień pojemnika nabitego pędzlami, pod sufitem tablica z anatomicznym szkicem nietoperza. Gabinecik czarodziejki, chaotyczny buduar czy pracownia modystki? Atelier jest próbką tropów skojarzeń. Fini jej figuratywne, księzycowo-oniryczne malarstwo (jak i wielu innych) podobno "przegrało" bój z awangardą abstrakcji - nic bardziej mylnego. Jeśli głębiej się nad tym zastanowić, abstrakcyjny przypływ pożarł być może nurt sztuki sankcjonowanej, tj. wystawy, galerie, biennale. Jednak surrealizm, a zwłaszcza ten symboliczny, który nie zrezygnował po cichutku z tradycji figuratywnej odnalazł się doskonale w trendzie kultury popularnej, a zwłaszcza świecie szeroko pojętej mody, stylizacji, sztuki fotografii magazynowej i telewizji opartej na teledysku oraz w grafice komputerowej. Stąd tego rodzaju naśladowcy czy też wpływowe wnuczęta o wiele intensywniej zasiedlają sieciowe strony, galerie niż ich skrajnie abstrakcjonistyczni odszczepieńcy.

Lat temu kilka zwolennik symbolizmu i nadrealności w sztuce i w życiu, przekonywał mnie, że gdyby w XIX wieku zatriumfował symbolizm, a nie impresjonizm  - sztuka, a co za tym idzie i kultura oraz styl życia ludzi poszedłby w zupełnie innym kierunku. Jego zdaniem lepszym. A tak poprzez triumf rozmycia się emocji w abstrakcji - sztuka zabrnęła do nigdzie, a ludzie stracili jasny cel metafizyczny sprzed oczu. Well, rozważałam ten osąd dość długo. Nie zgadzam się.
Po pierwsze - odrzucam badanie kierunków rozwoju danego wątku (historii, losów) poprzez konstruowanie teorii/historii alternatywnych. Jest to u zarania fałszywy zabieg, ponieważ budowa alternatywy powstaje zawsze wobec odniesienia się do tego co jest - to raz, a dwa przy dojmującej wiedzy o triumfie tego co jest (oczywiście, może być to triumf negatywny). Tak skażona alternatywa nigdy nie będzie samodzielną próbą konstrukcji, ona zawsze będzie wobec czegoś. Stąd nie przepadam ani za literaturą propagującą wątki alternatywne rozwoju wypadków, ani za historycznymi eksperymentami w tym stylu.
Przejście nadrealnego czy symbolicznego do innych rewirów niż katalogi wystaw przyniosło nowe trendy i zmianę w innych dziedzinach życia. Przy okazji podróży po świcie Fini - czasami prawie ocierającym się o kicz - choć zawsze przyjemnie - wpadł oto i taki ciekawy link strony, którą warto w wolnej chwili zwiedzić.

11 komentarzy:

  1. Nie do końca zgodzę się z tym co piszesz o teoriach/historiach alternatywnych. Warto czasem takie rzeczy robić. Pomagają uzmysłowić sobie, że determinizm jest błędem.

    Przykład z brzegu: gdyby książę Kentu miał syna starszego od Wiktorii, unia brytyjsko-hanowerska nie rozpadłaby się. Tak się jednak stało, że Wiktoria była jego jedynym dzieckiem i kiedy objęła tron brytyjski, Hanowerczycy związani wymogami prawa salickiego odstąpili od unii personalnej. Co za tym idzie potężny angielski parasol militarny został z Hanoweru zdjęty co niezwykle ułatwiło Bismarckowi zjednoczenie Niemiec, które to wydarzenie miało ogromny wpływ na późniejsze dzieje Europy :) I cała ta "gra o tron" wynikła z takiego a nie innego ruchu komórek księcia Kentu i jego dostojnej małżonki.

    Zatem, nie odrzucajmy zabaw w dzieje aletrnatywne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stu@ zwróć uwagę, Twoja wersja wypadków rozgrywa się w oparciu o wiedzę, o opozycję w stosunku do tego jak sprawy się miały. Oczywiście - taki wariant można byłoby rozważyć, ale właśnie można - a nie na pewno. I tu jest ten punkt, który czyni we mnie wątpliwości. Z punktu widzenia logiki jest taka możliwość, ale nie pewność. Jak wiadomo, człowiek i jego losy to żywa materia :-) Reasumując, mój sceptycyzm do historii alternatywnych, wynika po części z rozpaczy: dlaczego właśnie tak potoczyło się, a nie inaczej. Gdyby podczas kampanii wrześniowej była słota i deszcz, to wojska wermachtu również być może nie przeprowadziłyby by szybkiej wojny i nie pomogłyby by im nawet silniki VV na polskich drogach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ... przesadziłam z tą obecnością "by" :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pat, ale dlatego to się nazywa historia alternatywna bo jest ona alternatywą do tego co się stało. Czyli musi wychodzić, tak czy siak, od tego co się wydarzyło. Zresztą historyk śp Paweł Wieczorkiewicz uważał, że takie gry pomagają nam lepiej zrozumieć historię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dante@ ale rozwój wypadków może być różny. Z wiekiem, wolę chyba analizę niż alternatywne rozważania. Może to kwestia gospodarowania czasem, który na "gry" nie pozwala :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale o to się rozchodzi, że alternatywa jest elementem/rodzajem analizy.

      Usuń
  6. a ja jakoś skłaniam się, że to bardziej proteza emocjonalna niż analiza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojego doświadczenia wynika, że analiza (w Twoim rozumieniu) może być również protezą emocjonalną. Jak to jest na przykład w przypadku "realistyczno politycznych" analiz dzięki, którym co poniektórzy utwierdzają się w przekonaniu, że są ponad nadwiślańskimi tubylcami.

      Usuń
    2. Pat@ - tu dochodzimy do kwestii percepcji. "Skłaniam się" oznacza, że tak postrzegasz ludzi bawiących się w historię alternatywną. I rzeczywiście sporo z nich uprawia alternatywno-historyczne pokrzepianie serc. Ale nie wszyscy i nie zawsze. Wieczorkiewicz miał rację, pewne rzeczy, które wydarzyły się naprawdę łatwiej zrozumieć analizując mozliwe odgałęzienia historii.

      Inaczej możemy dojść do innego absurdu znanego z filmu "ROzmowy kontrolowane": na pytanie czy musiało dojść do stanu wojennego jest tylko jedna odpowiedź, widać musiało, skoro doszło.

      Usuń
    3. Stu@ Jak komu łatwiej i potrzeba - tu jak piszesz jest to rozróżnienie. Do absurdu można też dojść tworząc alternatywną wersję wydarzeń i ich następstw, a następnie przyjęcie tej wizji za jedynie słuszną. Też się tak może zdarzyć. Mój stosunek do budowy historii alternatywnych ma bardziej osobiste i w mikroskali ujmujące doświadczenia, a nie akuratnie światowe. Po prostu wnioski wyciągnęłam z własnego mikrokosmosu, bez konieczności rzucania się na flanki wielkiej Historii czy rozważań o losach danego kraju i tego dotyczyła ta uwaga :-)

      Usuń
  7. Analiza drogi Dante to rozłożenie na czynniki, a nie emocje, które prowadzą do równie emocjonalnych wniosków :-) Więc chyba nie o taką analizę mi chodziło. To do czego się odnosisz, to już są emocje. A by the way - a co komu szkodzi być ponad czy nad - wiślańskim tubylcem. Ja tam jestem w tej chwili tubylcem nadodrzańskim, a nie nadwiślańskim, więc w sumie też jestem ponad lub pod - w zależności od chwili nastroju.

    OdpowiedzUsuń