niedziela, 11 maja 2014

Zanim zwiędną kwiatki



Cóż, nie powiem - tęskniłam. Być może każdy ma swoją pulę słów do napisania i po prostu, w pewnym momencie, sięgamy dna, nie ma z czego wybierać, nie ma czym żonglować, nic nie jest świeże. Ba, nawet styl nie jest dany raz na zawsze. Za dowód niech służą niektóre pozycje znanych autorów czy publicystów.

Wczoraj np. zamknęłam ostatnią stronę powieści Ismaila Kadare "Wypadek" i nadal się zastanawiam: o co w tym chodzi, po co to było? Czy to żart, czy zagadka? Czy też drwina z czytelnika. Oprócz dziwacznej historii kochanków nad książką Kadarego krąży widmo unijnych instytucji, ten sam wątek - już w stanie czystym - został przemaglowany w wyborczej (bo jest to pozycja wyborcza) książce M. Migalskiego "Parlament ANTYeuropejski". O tej pozycji i autorze napisały już wszystkie media. Migalski mógł napisać książkę (chyba już co drugi europoseł napisał jakąś książkę o PE i Europie i zawsze jej wydanie zbiega się z rozpoczęciem kampanii wyborczej, co z jednej strony czyni całą sytuację nieco zabawną, ale z drugiej - ta wiara w słowo pisane i wydane oraz w jego moc wpływania na masy jest wzruszająca:-)) analityczną lub dogłębnie omawiającą kuluary funkcjonowania PE w tym grupy lobbystów, wybrał jednak trop pieniędzy. I słusznie, z punktu widzenia polskiego odbiorcy, nic tak nie rozsierdzi lub zainspiruje jak opowieść o pieniądzach i przywilejach.

Tak się składa, że miałam okazję oglądać zawodowo sam słynny parlament, brałam też udział w najróżniejszych przedsięwzięciach unijnych i projektach (żadne tam wielkie sprawy, ale systemowo oddające pewien model funkcjonowania). Przyznam, że za każdym razem z tyłu głowy pojawiała się myśl: to nie może działać, to nie ma podstaw aby działać :-) Swoją drogą to naprawdę ciekawe - z punktu widzenia antropologii kultury, jak europejska społeczność odżegnując się od "starego hierarchicznego porządku" odbudowała sobie coś na wzór lekko karykaturalnego państwa "króla słońce", a może lepiej zabrzmiałoby "królowej gwiazd". Ciekawa jestem też frekwencji wyborczej 25 maja. Gdyby to brać na poważnie... w projektach unijnych ważne są wskaźniki, czyli zakładając działania podajemy szacunkowe dane ile osób z danego projektu skorzysta (płeć, wiek, grupy społeczne etc.). Teoretycznie projekt zostaje rozliczony pod tym względem - czy plan się powiódł, czy jest na to dowód (w postaci udokumentowanej frekwencji odbiorców). Jeśli nie ma - to ponownie teoretycznie - projekt się nie powiódł. W przypadku wyborów, jeśli frekwencja będzie niska, można powiedzieć projekt się nie powiódł lub działania podjęte dla realizacji celów są najwyraźniej chybione. To taka konkluzja żart. Nie szczególnie obrażam się na obywateli nie chodzących na wybory, wiem że fantastycznie unieść się na wyżyny obywatelskiego zaangażowania i grzmieć na niedokształcone społeczeństwo, ale prawda w tym wypadku jest - jak zawsze - bardziej złożona i szara. Tak czy inaczej, jeśli ktoś zdecyduje się wziąć udział w wyborach, niech chwilę poświęci na rozważania na kogo i na co głosuje.

Z unijnych incydentów urzekła mnie jakiś czas temu taka oto sytuacja. Oto Parlament Europejski wzbogacił się ostatnio o pewne dzieło sztuki - jest nim rzeźba przedstawiająca bezdomnego siedzącego na ławce. Obiekt ten ma przypominać o tych, którzy nie mają dachu nad głową i są wykluczeni. Prezentacja odbyła się oczywiście w pięknym otoczeniu, z przemówieniami etc. Po części oficjalnej goście - również pięknie ubrani i zadowoleni - ... fotografowali się z uśmiechem na ławce obejmując lub przytulając się do posągowej postaci bezdomnego. Było coś w tym kuriozalnego, śmiesznego, smutnego i znaczącego. Jako regularny pasażer komunikacji miejskiej wyobraziłam sobie powyższą sytuację w plenerze realnym, np. z udziałem bohaterów, którzy często towarzyszą mi w podróży - i naprawdę głośno się roześmiałam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz