piątek, 26 września 2014

Jesień z wiśnią


Zapewne nigdy nie pojadę do Japonii. Tak zakładam. Dość daleko i kosztownie, gdybym musiała wybierać preferowałabym wybór innego kierunku... najpewniej Tanzania. Jednak, pozostawiając na boku rozważania o niemożliwym lub mało prawdopodobnym, udałam się do kraju kwitnącej wiśni w inny sposób, a to dzięki książce Nicolasa Bouvier "Pustka i pełnia. Zapiski z Japonii 1964-1970".

Literatura dokumentalna (mniej lub bardziej subiektywna, czasem wręcz fikcyjna) obejmująca temat podróżowania czy też po prostu turystyki indywidualnej obejmuje prawdziwy ocean woluminów. Dość, że mimo rozwoju internetu, możliwości wrzucania fotek z najróżniejszych stron świata, szybkich pozdrowień i dzieleniem się uwagami na gorąco, książki o podróżach, o zderzeniu się z Innym nadal trzymają się mocno w czołówce.

Przyznam, często jestem zmęczona taką literaturą. Narracja koncentruje się niebezpiecznie wokół przeżyć (wewnętrznych) autora lub sprowadza się do prezentowania mniej lub bardziej ukrytej tezy, dla której podróż staje się tylko i wyłącznie pretekstem. Oczywiście, w tym akwenie literackim zdarzają się rzeczy piękne, wzruszające albo po prostu zaspokajające naszą ciekawość, której nie nasycą fotki z komórki czy proste komunikaty.

Zasadniczo pozostaje pytanie: po co rzucamy się na podróżowanie? Dla siebie. Jest to pewnego rodzaju sprawność, czasem element zaznaczenia statusu społecznego, przyporządkowanie do kodu określonego stylu życia. Oczywiście wyjazdy mają w szerszej perspektywie cudowną moc resetu - bardzo potrzebną w dzisiejszych czasach, ale też sprawdza się to li tylko w przypadku pewnej konstrukcji osobowościowej.

Na tym tle, opowieści Bouviera stają się daniem wyśmienitym. To dobra literatura, a obraz świata, który opisuje Szwajcar ma  w sobie wiele uroku i melancholii. Podoba mi się też prosto ujęty (nie wiem czy zamierzenie) szkic własnej postawy. Momenty kiedy autor opisuje przykładowo zmagania i starania o to aby zrobić zdjęcie (przez lata robienie dokumentacji fotograficznej podczas podróży obrosło już w spory naukowe i etyczne) należą do zaskakujących, ale też i bardzo bezpośrednich. W ogóle w tych szkicach japońskich jest sporo o fotografowaniu - o samych zdjęciach, jak i aparatach. Nie tylko Bouviera, ale też Japończyków z którymi się styka. W gąszczu uwag na temat "zdjęć i czynności fotografowania" rzuca zdanie na temat retrospektywnych emocji, które dostarcza nam fotografia, silniejszych, innych (na ile zatem mających związek z rzeczywistymi okolicznościami?), celebrowanych z namaszczeniem kiedy bierzemy do ręki album - czy biorąc pod uwagę współczesne realia - przeglądając na komputerze niezliczone pliki. Zdjęcie jest portem dla rozpamiętywania, snucia narracji, początkiem historii, która czasem wcale się nie wydarzyła.


1 komentarz:

  1. Jak by to ujęła dzisiejsza młodzież, "Bouvier zawsze na propsie".

    I po co owijać w bawełnę? Meine liebe Freundin, zamiast Tanzania pisz po prostu Zanzibar ;-)

    OdpowiedzUsuń