"Kolor z przestworzy" (The Colour Out of Space) H. P Lovecrafta czytałam pierwszy raz pewnego deszczowego lata. Korzystałam wówczas z letniej "sypialni" w domu moich dziadków, czyli z oszklonej werandy. Weranda była wąska, a nad drewnianą zabudową wzniesiono kratki, w których umieszczono masę kwadratowych szybek. Na noc przysłaniałam to "panoramiczne" okno firaną z gęstej gazy. Wokół werandy rozciągał się ogród. Konary rozłożystych jabłoni poruszane podmuchem wiatru szeleściły, a czasem z impetem uderzały w szyby, które wówczas wpadały w specyficzne wibracje. Leżąc w łóżku mogłam obserwować grę cieni, czasem przybierających fantastyczne, a czasem dość upiorne kształty. "Kolor z przestworzy" był pierwszym tekstem literackim, po przeczytaniu którego postanowiłam spać przy włączonej lampie. Przez to krótkie opowiadanie odechciało się mi (na kilka nocy) obserwować jabłonkowy spektakl z cieniami.
Później, nawet podczas lektury bardziej przerażających historii (czy aby bardziej?), ta groza nie pojawiała się już z taką intensywnością. Przed Lovecraftem znałam oczywiście sporo "opowieści o duchach", ale dopiero historie H.P pokazały na co stać naszą wyobraźnię.
Jest kilka starych tropów, które lubię wspominać. Nie rozczarowują i mają szczyptę stylu noir - horror noir.
Vampirella
Polską Vampirellą była Izabella Trojanowska w spektaklu J. Kondratiuka "Carmilla" na podstawie story autorstwa Le Fanu. Widziałam w telewizji w 1980 r. (nie chce mi się tłumaczyć, dlaczego 6-letnia dziewczynka mogła oglądać TV o takiej porze, ale mój open dostęp do odbiornika był przyczyną licznych sporów pokoleniowych :-) Tak czy inaczej - zgadzam się z opiniami fanów, że jest to jeden z nielicznych (a może jeden?) horrorów krajowej produkcji który zdał egzamin. Bardzo żałuję, że mimo niezliczonych powtórek różnych produkcji na kanałach publicznej TV jakoś nikt do tej uroczej wampirzycy nie wraca. Jest to też chyba jedyne estetyczne wcielenie Trojanowskiej, które ma styl. Niedbale rozrzucone ciemne włosy, czarna surowa suknia, intrygująca twarz...
Typ wampirzycy ma różne wcielenia od tajemniczej ascezy, przez gotycko-romantyczne czarne koronki i aksamit, aż do lśniącego lateksu i negliżu - wszystko rzecz gustu. Polska "Carmilla" ma jeszcze jeden smaczek, który być może niektórym fanom umknął - scenografię do tego spektaklu stworzył Henryk Waniek, malarz i grafik, którego prace naprawdę warto poznać.
Szkic upiora
Film czy książka wcale nie muszą jednoznacznie opowiadać o duchach, aby przyprawiać nas o dreszczyk. Niejednoznaczność i niedopowiedzenie potrafią zdecydowanie bardziej działać na wyobraźnię i nerwy. Może dlatego nieszczególnie przepadam za okazałymi, pełnymi barokowych wręcz zagrań produkcjami. Chwila, w której możemy zajrzeć do nosa upiorowi uodpornia skutecznie na odczuwanie strachu. Dobrym przykładem niejednoznacznej grozy jest film "Tor 29" N. Roega z 1988 roku. Gra tam młody Garry Oldman, który potem wcielił się właśnie w takiego barokowo-operowego Draculę. "Tor 29" nie jest horrorem, a jednak układając go na wirtualnej półce z filmami to właśnie pod taką fiszką bym go umieściła.
Kwintesencją zastosowania wszystkich chwytów za gardło czytelnika jest też książka Petera Strauba "Upiorna opowieść". Straub to gwiazdor, nie powiem żebym była jego szczególną fanką, ale uważam że to rzecz udana. Piękny jest już sam motyw zawiązania akcji - grupka starszych facetów, którzy spotykają się aby poopowiadać sobie straszne historie... uwielbiam takie zagrania :-)
Kiedyś w zimie (mniej więcej miałam tyle samo lat co podczas seansu "Carmilli") babcia opowiadała mi dla zabicia wieczoru historie o duchach, zawsze poddając je dokumentalnej obróbce. I tak w tej opowieści, głównym bohaterem był mój pradziadek Leon, mieszkaniec Wawra. Pewnej zimy na początku wojny brakowało im opału. Domek był lichy, ceglany i parterowy, przy mrozach wyziębiał się natychmiast. Tak więc dziadek wraz ze swoim kolegą udali się nocą do pobliskiego lasku nieopodal cmentarza aby skubnąć trochę drewna. Kiedy już wracali z wypadu zobaczyli na skraju lasu kobietę. Mimo, że była zima ona stała w samej sukience. Było ciemno, więc nie mogli dostrzec szczegółów. Zaczęli do niej wołać i machać, ale kobieta zniknęła w lesie. Kilka dni później znów wybrali się po drzewo. Historia się powtórzyła. Tym razem podzieli się swoją opowieścią z innymi znajomymi. Nikt nie potrafił tego zrozumieć - co mogła nocą w lasku robić kobieta, a do tego ubrana zbyt lekko jak na tę porę roku? Leon postanowił wrócić w to miejsce w dzień. Niczego nie znalazł oprócz rachitycznych resztek po jakimś kopczyku i krzyżu. W ten sposób dowiedział się, że wiele, wiele lat wcześniej w tym właśnie miejscu jakiś lokalny morderca zabił swoją ofiarę - kobietę... Cóż, ile w tym prawdy jest tego nie wiem i nie chcę wiedzieć, bo po co sobie psuć takie miłe wspomnienie typu noir z dzieciństwa :-)
Ulubione cytaty
Cóż, czasem nawet w najgorszej książce czy filmie można znaleźć niezłą scenę, czasem bohatera lub cytat. Cytaty z "Nosferatu" Herzoga są chyba już klasyką. A jednak ze wszystkich filmowych, w tym wypadku, dialogów uwielbiam wampirze pogaduchy z "Królowej potępionych" (sama produkcja to czysty pop-gotyk-rock więc raczej z cyklu fajerwerki) kiedy Lestat pyta się Mariusa ubranego w aksamit i koronki jak ten zdołał przeżyć lata 50? I wampir odpowiada: po prostu je przespałem :-)
zatem dobrej nocy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz